Dominika Ćosić Dominika Ćosić
3018
BLOG

Klapa Klaty

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Kultura Obserwuj notkę 31

 

A propos awantury wokół inscenizacji „Nie-boskiej komedii” w Narodowym Starym Teatrze zastanawiam się nad granicami wolności słowa w teatrze. I mam nieodparte wrażenie, że w przypadku Jana Klaty mamy do czynienia z DOWOLNOŚCIĄ słowa. A wolność do dowolności ma się tak, jak prawda do półprawdy.
O całej sprawie już wielokrotnie pisano. Oto „enfant terrible” polskiego teatru – jak jest określany przez życzliwych dziennikarzy – Jan Klata jako dyrektor Narodowego (sic) Starego Teatru w Krakowie sięgnął po dramat Krasińskiego. Jego wystawienie powierzył Olivierowi Frljiciowi. I się zaczęło. Gry na próbach okazało się, że nie dość, że nie ma synopisu, to w dodatku reżyser w ogóle nie zostawia nic z Krasińskiego aktorzy zaczęli protestować. W dodatku swoją koncepcję oparł reżyser na rzekomym antysemickim przesłaniu inscenizacji Konrada Swinarskiego. Ponad połowa obsady, z Anną Dymną, Tadeuszem Hukiem na czele wycofała się z prac nad spektaklem.
Mnie w tej sprawie interesuje najbardziej kwestia wolności słowa. Słowa literackiego. Rzeczą oczywistą jest, że reżyser ma prawo do swojej interpretacji dzieła. Pięknie pisał o procesie interpretacji Roman Ingarden. Jego „konkretyzacja dzieła literackiego” polega na tym, iż każdy z nas czytając książkę, pisze niejako własną książkę, oryginał przepuszcza przez filtr swoich doświadczeń, wiedzy, dopowiada sobie to, co nie jest napisane (nawet detale typu wygląd postaci). Zatem każdy z nas czyta właściwie nieco inną książkę. Tak w największym uproszczeniu.
Stąd też każdy reżyser teatralny ma prawo inaczej odczuwać, odczytywać daną sztukę. To jest wolność artystyczna. Ale dowolnością jest już zupełne lekceważenie dla oryginalnej wersji dzieła i jego autora. W przypadku, gdy z tekstu nie zostaje nic, z czym mamy do czynienia? Z dowolnością, a nie wolnością. Jeżeli panowie Klata i Frlijić chcieli opowiedzieć o polskim (rzekomym lub prawdziwym) antysemityzmie mogli to zrobić pisząc nowy, samodzielny tekst na ten temat. Tego nie zrobili, a swoje przemyślenia (?) postanowili podczepić pod dramat Krasińskiego, mieszając do tego jeszcze wybitnego reżysera, jakim był Swinarski. Słowa coś znaczą. Jeżeli wyrzucimy słowa z tekstu, co zostanie? Biała kartka. I taką białą kartkę chcą wystawić. W przypadku inscenizacji teatralnych/filmowych nie można stosować dowolności. Autor ma coś do powiedzenia. Trudno może czasem dokładnie zrozumieć, co „autor miał na myśli”, ale nie można mu też dowolnie przypisywać tego, co się chce. W dodatku nie opierając się na jego tekście. Takie podejście jest nieuczciwe i ryzykowne. Przenosząc to na życie realne, relacje międzyludzkie. Ktoś mówi „Nie lubię Kierkegaarda”. Na co ktoś inny mówi „on powiedział, że lubi samogon”. Co tworzy takie podejście? Niezrozumienie i nieporozumienie. I kompletną aberrację przede wszystkim.
Z takim właśnie pomyleniem pojęć i aberracją mamy do czynienia w przypadku nieszczęsnej inscenizacji. Nijak się ona ma do pierwowzoru literackiego. Przesłanie mętne i modne – czyli osławiony polski antysemityzm. Do tego wulgarność i elementy obsceniczne. Przykry to przykład, kiedy nieumiejętność dokonania ciekawej interpretacji i interesującego artystycznie spektaklu przesłania się najtańszymi chwytami, skandalem. Swoją drogą w czasach wszechpanującej awangardy i eksperymentów, awangardą jest klasyka. Nie są metody, po które sięga pan Klata oryginalne, bo to już było. Ale są niestety skuteczne. Klata oczywiście wiedział, że coś takiego sprowokuje ludzi, aktorów, widzów, krytyków. I osiągnąwszy swój cel, teraz oskarża swych adwersarzy o antysemityzm, zacofanie, paranoję. I robi z siebie ofiarę, składaną na ołtarzu sztuki. To doprawdy żałosne.
Wielkim nieporozumieniem jest decyzja ministra kultury o powierzeniu właśnie panu Klacie funkcji dyrektora krakowskiego teatru Starego. Sceny narodowej, co z kolei do czegoś obliguje. Nie zabraniam panu Klacie wystawiania sztuk. Ale bardziej odpowiednim miejscem na nie są teatry offowie. Scena narodowa ma pewne wymagania, bo i publiczność chadzająca do Starego często różni się od tej, odwiedzającej eksperymentalne, prywatne teatry. I trzeba to po prostu uszanować.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura